Antoni Kroh
Za tamtą górą
Wspomnienia łemkowskie
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 2016
ISBN 978-83-244-0449-0
s. 300
Mój ulubiony etnograf nie zawodzi! Wszystkim ludziom o otwartych umysłach, ciekawych świata i miłujących sprawność pióra polecam z całego nie tylko tę książkę Antoniego Kroha. Zacząłem od "Sklepu potrzeb kulturalnych" i nie mogę się zatrzymać...
Autor, jak nikt, potrafi pisać o kulturze i sztuce ludowej. Zawsze też staje po stronie słabszego i skrzywdzonego, co nie znaczy, że jest bezkrytycznym "Janosikiem". Choć w pisanie o Podhalu i góralach podhalańskich włożył dużo serca, to ma tam, delikatnie mówiąc... w plecy.
Ta książka też baców i gazdów spod samiuśkich Tater do niego nie przekona (bo i o o nich też jest). Kroh już tak ma, że za co się weźmie, jedzie po bandzie. Najbardziej liczy się z faktami i żeby je pokazać traci czasami dyplomatyczny instynkt.
Tu zajął się Łemkami. Książka jest opowieścią o jego z łemkowskimi sprawami spotkaniach, wzruszeniach i kłopotach. Sam, z dużą dozą kokieterii, nie uważa się za specjalistę od spraw łemkowskich, zwłaszcza, iż zetknął się z tą tematyką dość późno. Ale też - można odnieść wrażenie, że od tych spraw specjalistą jest ten, kto zna najwięcej faktów, bowiem ich interpretacja to do dzisiaj sprawa mocno polityczna.
Łemkowie, lud ruski z - obecnie - polsko-ukraińsko-słowackiego pogranicza, nie byli rozpieszczani przez historię, do czego przyczynili się i Polacy wysiedlając ich z Beskidu Niskiego i Bieszczadów w ramach Akcji "Wisła". Krzywdy tego ludu to jednak nie tylko to, ba to nawet nie jest największa ich krzywda. Ale trzeba wiedzieć, że Łemkowie, cechują się silnymi wewnętrznymi podziałami, głównie ze względu na religię i poczucie przynależności narodowej, bo są Łemkowie-Łemkowie, Łemkowie-Ukraińcy i jeszcze inni.
Każda książka na ich temat, to wsadzanie kija w mrowisko, bo z całą pewnością nie dogodzisz nawet połowie... Antoni Kroh wspomina swoje spotkania z Łemkowszczyzną od czasów kiedy to jeszcze było źle widziane. Wspomina ludzi niezłomnych, wspomina doroczne "Watry". Doprowadza książkę mniej więcej do XXI wieku (z wypadami w późniejsze czasy).
Lektura to pełna humoru, jak na tego autora przystało, ale i przerażająca. Ile złości ludzkiej i bezinteresownej zawiści a także urzędniczego (a nawet kościelnego) oporu musieli przezwyciężyć ci, którzy który chcieli być po prosto Łemkami, mieć prawo do języka i swojej kultury.
Mógłbym pisać o losach cerkwi, cmentarzy, posesji... Ale Kroh zrobił to lepiej i nie co się powtarzać, a trzeba przeczytać.
Na koniec zachwycenie. Autor wspomina, jak próbował doprowadzić do wydania w PRL książki czechosłowackiego aparatczyka Jana Kozaka "Święty Michał". Żadne wydawnictwo się nie zdecydowało, a szkoda! To takie opary absurdu (pisane niby prawomyślnie, "po linii"), że do dziś powalają - Kroh trochę tę książkę opowiada. A może ktoś jednak wyda to teraz? Ja na pewno kupię!
Arturion w krainie słów
Refleksje o książkach i nie tylko
poniedziałek, 2 stycznia 2017
wtorek, 20 grudnia 2016
Kapitalna kontynuacja!
Paweł Majka
Człowiek obiecany
Wydawnictwo Insignis
Warszawa 2016
ISBN 978-83-65315-79-3
s. 400
Zdecydowanie żal mi Krakowa, bo to w końcu mojej miasto.Akcja rozgrywa wśród ruin i w związku z kolejnymi wydarzeniami ruin przybywa. Większość bohaterów książki to zdecydowanie nie są miłośnicy zabytków. Możemy się pocieszać, że to tylko wizja przyszłości, która wcale spełnić się nie musi...
Należę do zwolenników "Dzielnicy obiecanej", więc wyjątkowo ucieszyła mnie kontynuacja tej fabuły. I to jaka! O ile w poprzedniej części autor skupił się na wydarzeniach mających miejsce w Nowej Hucie, to teraz zdecydowanie poszerzył spojrzenie, co wyszło książce zdecydowanie na korzyść.
Dla czytelników cyklu "Universum Metro 2033" świata, w którym żyją ci, którzy przetrwali zagładę (w tym przypadku Pożogę), opisywać nie trzeba. Książka Majki różni się tym, że więcej akcji rozgrywa się na powierzchni, niż w podziemiach. Ale ogólnie świat jest podobny - miasto zniszczone i pełne zmutowanych potworów, które polują na ludzi i na siebie nawzajem.
Po rzezi jaką urządził w Nowej Hucie Król wraz z podporządkowanymi sobie jednomyślnymi, przetrwał tam tylko osłabiony Kombinat i Farma Konopków. No i pojedyncze niedobitki. Jednak z Kombinatu uciekła brzemienna Ewa i dziecko, które ma urodzić, może stanowić śmiertelne zagrożenie dla resztek ludności. Jej śladem wyrusza grupa pościgowa, do której z różnych przyczyn przyłączają się Szurnięty Stach, Marcin z zaprzyjaźnionym Szarym, Halny, były żołnierz Federacji. Grupę tworzą różne osobowości, na dokładkę wcale nie mające jednego celu.
Tymczasem w Twierdzy Tyniec przetrwało wojsko z 6 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Wśród żołnierzy wyróżnia się grupa Umarłych, która nie podziela zdania dowództwa co do dalszych działań. W wyniku konfliktu Umarli zostają wysłani, by zabić to coś, co mieszka pod Wawelem, a posługuje się wielojaźnią i jest niebezpieczne dla wszystkich.
Oczywiście, w finale, po wielu przygodach, obydwie - mocno przetrzebione - grupy spotykają się. I następuje zaskakujące zakończenie dające szansę na kontynuację.
Autor znakomicie dawkuje napięcie, kapitalnie różnicuje postaci i niczego nie przesądza ostatecznie. Osobiście sądzę, że teraz akcja przeniesie się na Bielany... No i że mogą pojawić się niektórzy z odpuszczonych w akcji, choć wspominanych, bohaterów. Może Kot? A może znów Halny? Może ktoś z "Dzielnicy obiecanej"? Sporą nadzieję stanowią inteligentne mutanty, które potrafią współpracować z ludźmi. Pozostaje też Dżungla...
Czyli: było co czytać i jest na co czekać!
Człowiek obiecany
Wydawnictwo Insignis
Warszawa 2016
ISBN 978-83-65315-79-3
s. 400
Zdecydowanie żal mi Krakowa, bo to w końcu mojej miasto.Akcja rozgrywa wśród ruin i w związku z kolejnymi wydarzeniami ruin przybywa. Większość bohaterów książki to zdecydowanie nie są miłośnicy zabytków. Możemy się pocieszać, że to tylko wizja przyszłości, która wcale spełnić się nie musi...
Należę do zwolenników "Dzielnicy obiecanej", więc wyjątkowo ucieszyła mnie kontynuacja tej fabuły. I to jaka! O ile w poprzedniej części autor skupił się na wydarzeniach mających miejsce w Nowej Hucie, to teraz zdecydowanie poszerzył spojrzenie, co wyszło książce zdecydowanie na korzyść.
Dla czytelników cyklu "Universum Metro 2033" świata, w którym żyją ci, którzy przetrwali zagładę (w tym przypadku Pożogę), opisywać nie trzeba. Książka Majki różni się tym, że więcej akcji rozgrywa się na powierzchni, niż w podziemiach. Ale ogólnie świat jest podobny - miasto zniszczone i pełne zmutowanych potworów, które polują na ludzi i na siebie nawzajem.
Po rzezi jaką urządził w Nowej Hucie Król wraz z podporządkowanymi sobie jednomyślnymi, przetrwał tam tylko osłabiony Kombinat i Farma Konopków. No i pojedyncze niedobitki. Jednak z Kombinatu uciekła brzemienna Ewa i dziecko, które ma urodzić, może stanowić śmiertelne zagrożenie dla resztek ludności. Jej śladem wyrusza grupa pościgowa, do której z różnych przyczyn przyłączają się Szurnięty Stach, Marcin z zaprzyjaźnionym Szarym, Halny, były żołnierz Federacji. Grupę tworzą różne osobowości, na dokładkę wcale nie mające jednego celu.
Tymczasem w Twierdzy Tyniec przetrwało wojsko z 6 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Wśród żołnierzy wyróżnia się grupa Umarłych, która nie podziela zdania dowództwa co do dalszych działań. W wyniku konfliktu Umarli zostają wysłani, by zabić to coś, co mieszka pod Wawelem, a posługuje się wielojaźnią i jest niebezpieczne dla wszystkich.
Oczywiście, w finale, po wielu przygodach, obydwie - mocno przetrzebione - grupy spotykają się. I następuje zaskakujące zakończenie dające szansę na kontynuację.
Autor znakomicie dawkuje napięcie, kapitalnie różnicuje postaci i niczego nie przesądza ostatecznie. Osobiście sądzę, że teraz akcja przeniesie się na Bielany... No i że mogą pojawić się niektórzy z odpuszczonych w akcji, choć wspominanych, bohaterów. Może Kot? A może znów Halny? Może ktoś z "Dzielnicy obiecanej"? Sporą nadzieję stanowią inteligentne mutanty, które potrafią współpracować z ludźmi. Pozostaje też Dżungla...
Czyli: było co czytać i jest na co czekać!
niedziela, 18 grudnia 2016
Hej, szable w dłoń!
Jan Chryzostom Pasek
Pamiętniki
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 2009
ISBN 978-83-244-0118-5
s. 624
Książka dobra na każde czasy, póki jeszcze Polska będzie Polską a Polacy - Polakami. Wspaniała ilustracja naszych zalet i wad.
Bez wątpliwości mamy do czynienia z arcydziełem. Można zrozumieć tych młodych czytelników, którzy w szkole z trudem przedzierają się przez niedzisiejszy język upstrzony makaronizmami, że trochę kręcą nosem. Ale to książka niebywale ważna dla naszej kultury, do tego doskonale opracowana, z przypisami na każdej stronie, z przedmową Janusza Tazbira i wstępem Władysława Czaplińskiego. Nic tylko się zagłębić w barwny żywot siedemnastowiecznego szlachcica.
Te pamiętniki miały duże znacznie dla powstania trylogii Henryka Sienkiewicza, z Paskiem można skojarzyć postaci: Zagłoby, Rzędziana, ale i Kmicica! Był bowiem rubaszny, sprytny i pazerny, z drugiej strony - zawołanym zabijaką.
"Pamiętniki" Paska wyróżniają się na tle epoki, która przyniosła moc wydarzeń w skali kraju i - co za tym idzie - mnóstwo pamiętników. Ale żadne nie czytają się tak dobrze, nie są tak wspaniale (momentami) skonstruowane fabularnie. Przyczyna - zdaniem większości badaczy - leży w tym, iż nasz wojowniczy Mazur (pochodził z Mazowsza) był zawołanym gawędziarzem i spisane przez siebie anegdoty wcześniej wielokrotnie opowiadał. Dzięki temu otrzymaliśmy relację trzymającą w napięciu, nawet z dialogami. W Polsce Jana Kazimierza i Sobieskiego tak się nie pisało, ale tak się mówiło!
Pozostaje żałować, że "Pamiętniki" nie dochowały się w całości (brak początku i końca), a niektóre lata autor zbył krótkimi notkami. Tłumaczyć go może to, iż wiele wojował (ze Szwedami, z Moskwą, w wojnie domowej) a do tego nie miej z sąsiadami się prawował i na ich całość nastawał. Skończyło się to dla pana Paska wyrokiem banicji. Zdaje się, nie wykonanym.
Pasek jako żołnierz daje na wspaniałe stronice życia obozowego i opisy walk. te ostatnie siłą rzeczy skupione są na samym autorze i najbliższej okolicy. mamy więc bitwę "od środka" a nie od strony sztabu. A gdy akurat nie walczył, z równą sumiennością opisywał życie codzienne.
Był niewątpliwie, jak i wielu Panów Braci, warchołem, ale Rzeczpospolitą kochał całym swym mazurskim sercem. Z królami rozmawiał niemal jak z równymi i nikomu nie dał sobie w kaszę dmuchać. Niewątpliwie demokracja była wtedy większa niż obecnie. Oczywiście, nie dla wszystkich.
Pasek trochę koloryzował (hiperbolizacja) dla większego efektu, zwłaszcza wyprawa Czarnieckiego do Danii jest momentami upiększona (słynne "rzucenie się przez morze"), ale sprawa wydry, którą podarował królowi Janowi Sobieskiemu, jest autentyczne, bowiem znalazły się i inne przekazy. A nawet hipoteza, że pewien szlachcic otrzymał indygenat, dostał nazwisko Robakowski, właśnie na cześć tej wydry...
Dzieło Pana Paska pokazuje też... duszę polską. Czy naprawdę zmieniliśmy się od tamtych czasów? Spójrzcie na rozgrywające się co i rusz rokosze w w imię wolności obywatelskich! ;-)
Pamiętniki
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 2009
ISBN 978-83-244-0118-5
s. 624
Książka dobra na każde czasy, póki jeszcze Polska będzie Polską a Polacy - Polakami. Wspaniała ilustracja naszych zalet i wad.
Bez wątpliwości mamy do czynienia z arcydziełem. Można zrozumieć tych młodych czytelników, którzy w szkole z trudem przedzierają się przez niedzisiejszy język upstrzony makaronizmami, że trochę kręcą nosem. Ale to książka niebywale ważna dla naszej kultury, do tego doskonale opracowana, z przypisami na każdej stronie, z przedmową Janusza Tazbira i wstępem Władysława Czaplińskiego. Nic tylko się zagłębić w barwny żywot siedemnastowiecznego szlachcica.
Te pamiętniki miały duże znacznie dla powstania trylogii Henryka Sienkiewicza, z Paskiem można skojarzyć postaci: Zagłoby, Rzędziana, ale i Kmicica! Był bowiem rubaszny, sprytny i pazerny, z drugiej strony - zawołanym zabijaką.
"Pamiętniki" Paska wyróżniają się na tle epoki, która przyniosła moc wydarzeń w skali kraju i - co za tym idzie - mnóstwo pamiętników. Ale żadne nie czytają się tak dobrze, nie są tak wspaniale (momentami) skonstruowane fabularnie. Przyczyna - zdaniem większości badaczy - leży w tym, iż nasz wojowniczy Mazur (pochodził z Mazowsza) był zawołanym gawędziarzem i spisane przez siebie anegdoty wcześniej wielokrotnie opowiadał. Dzięki temu otrzymaliśmy relację trzymającą w napięciu, nawet z dialogami. W Polsce Jana Kazimierza i Sobieskiego tak się nie pisało, ale tak się mówiło!
Pozostaje żałować, że "Pamiętniki" nie dochowały się w całości (brak początku i końca), a niektóre lata autor zbył krótkimi notkami. Tłumaczyć go może to, iż wiele wojował (ze Szwedami, z Moskwą, w wojnie domowej) a do tego nie miej z sąsiadami się prawował i na ich całość nastawał. Skończyło się to dla pana Paska wyrokiem banicji. Zdaje się, nie wykonanym.
Pasek jako żołnierz daje na wspaniałe stronice życia obozowego i opisy walk. te ostatnie siłą rzeczy skupione są na samym autorze i najbliższej okolicy. mamy więc bitwę "od środka" a nie od strony sztabu. A gdy akurat nie walczył, z równą sumiennością opisywał życie codzienne.
Był niewątpliwie, jak i wielu Panów Braci, warchołem, ale Rzeczpospolitą kochał całym swym mazurskim sercem. Z królami rozmawiał niemal jak z równymi i nikomu nie dał sobie w kaszę dmuchać. Niewątpliwie demokracja była wtedy większa niż obecnie. Oczywiście, nie dla wszystkich.
Pasek trochę koloryzował (hiperbolizacja) dla większego efektu, zwłaszcza wyprawa Czarnieckiego do Danii jest momentami upiększona (słynne "rzucenie się przez morze"), ale sprawa wydry, którą podarował królowi Janowi Sobieskiemu, jest autentyczne, bowiem znalazły się i inne przekazy. A nawet hipoteza, że pewien szlachcic otrzymał indygenat, dostał nazwisko Robakowski, właśnie na cześć tej wydry...
Dzieło Pana Paska pokazuje też... duszę polską. Czy naprawdę zmieniliśmy się od tamtych czasów? Spójrzcie na rozgrywające się co i rusz rokosze w w imię wolności obywatelskich! ;-)
środa, 14 grudnia 2016
Panie Książek, pisz pan jak najwięcej książek!
Zbigniew Książek
Byłaś serca biciem.
Czyli przypadki pewnego literata
Wydawnictwo Muza
Warszawa 2016
ISBN 978-83-287-0474-9
s. 256
Są książki, przy czytaniu których czasami łzy ciekną ze śmiechu. Właśnie ta "autobiografia" zdecydowanie zalicza się nich. Wykreowane postaci i sytuacje, to czasami majstersztyk! Autor niewątpliwie czerpał fakty ze swojego życie, ale sądzę, że przetworzył wiele z nich przez filtry wyobraźni i efekt finalny... Czapki z głów!
Z pozoru wyrywkowa autobiografia, czy raczej wybór autobiograficznych felietonów. W praktyce to powieść autobiograficzna z rozdzieloną na przeplatające się wątki fabułą. Ale te rozważania, to tak tylko pro forma - książeczka jest przede wszystkim gorącym gejzerem humoru (głównie na temat autora) wyrzuconym wprost ku niebu z siłą wodospadu.
Przede wszystkim to zbiór anegdot z różnych epok i różnych sytuacji. Ale próżno by szukać plotek o różnych znanych ludziach. To znaczy są, ale tożsamości bohaterów trzeba się domyślać. Czasem to łatwe, a czasem nie. Autor utrudnia nam proste odniesienia także poprzez zarzucenia datowania wydarzeń, tak więc mamy na przykład: "Niedawno. Warszawa, Sala Kongresowa, Godz. 18.30", albo: "Dosyć dawno temu. Nowy Jork - Chicago, 9 pm". Osobiście wolałbym "kawę na ławę", ale można się przyzwyczaić.
A kim jest autor, Zbigniew Książek? Przede wszystkim poetą, autorem słów wielu piosenek (na przykład tytułowej, śpiewanej przez Andrzeja Zauchę) i oratoriów, m.in. Piotra Rubika. Dodatkowo dzięki tej książeczce dowiedziałem się, że za młodu wygrał nawet koncert debiutów na festiwalu opolskim wraz z Mirosławą Poślad ("Piosenka dla Grażki"). Ale próżno szukać tego w internecie.
Najzabawniejsze są chyba sceny amerykańskie z okresu PRL, kiedy to autor pojechał do Stanów wbrew sobie i robił wszystko, żeby nic nie robić. Dorównują im sceny z Kongresowej, wiele mówiące o szacunku portierów, strażników itp. do twórców. Wyróżniają się też nocne przygody w kubach Krakowa i w kazimierskim burdelu.
Osobna kategoria to wspomnienia "okołokościelne" z Watykanu, Monte Cassino, Kalwarii Zebrzydowskiej czy Leśniowa. I tu jest sporo humoru, ale też i trochę poważniejszych refleksji.
Duże piwo dla osoby, która na podstawie tej publikacji potrafiłaby ułożyć prawdopodobny życiorys Zbigniewa Książka! Nieprawdopodobny - da się jak najbardziej! Ale najważniejsze dla nas, "użytkowników" jest to, że ta dowcipna książka potrafi ucieszyć i... pocieszyć. Daje radość i nadzieję i za to panu Zbigniewowi sława i chwała!
poniedziałek, 12 grudnia 2016
Wieki Brat nie wypuszcza z objęć
Barry Eisler
Oko Boga
Wydawnictw Bellona
Warszawa 2016
ISBN 9788311143227
s. 456
Już od dawna musimy mieć świadomość, że wolność i bezpieczeństwo tak naprawdę się wykluczają. Im więcej wolności, tym więcej ryzyka. Absolutne bezpieczeństwo z kolei to tak naprawdę niewola. Chcąc nam zapewnić bezpieczeństwo, każda władza stara się wiedzieć jak najwięcej o potencjalnych zagrożeniach. Przy okazji to duża pokusa, by swoją władzę utrwalić, choćby poprzez zbieranie "haków" na potencjalnych rywali.
Od paru lat na cenzurowanym są zwłaszcza tajne służby Amerykańskie (zwłaszcza od sprawy Snowdena), którym co i rusz przypisuje się chęć władzy nad światem. Także i literatura pełna jest książek, często kompletnie odjechanych, o tym niebezpieczeństwie. Ciekawe - swoją drogą, - że tajne służby innych krajów podejrzewane są statystycznie rzadziej. Cóż, USA t największe światowe mocarstwo, o chyba największym możliwościach. Ponadto rynek filmowy, a i literacki też (zwłaszcza literatura sensacyjna) są zdominowane przez Amerykanów. A fakt, iż często otrzymujemy książki o zagrożeniach wewnętrznych czyhających na amerykańską demokrację, świadczy, że ta demokracja jeszcze ma się nie najgorzej.
Tym zagrożeniom - z dokumentacji zgromadzonej przez autora wynika, że wcale nie tak iluzorycznym, jakby chcieli optymiści, poświęcone jest też "Oko Boga".
Przez większość tej książki z prawdziwą przykrością przyłapywałam się na myśli, że ściskam kciuki za tych "złych". Są, jako postaci, zdecydowanie ciekawiej przedstawieni niż ci "dobrzy". A w końcu wychodzi na to, że prawdziwie złych jest dwóch - generał Anders, szef NSA, i Delgado, maniakalny morderca. Może jeszcze trzech Turków.
A mowa jest o sprawach bardzo poważnych. Otóż NSA ma ściśle tajny program "Oko Boga", który może, ni mniej, ni więcej, inwigilować wszystkich i wszystko. Właściwie o tym programie powinni wiedzieć tylko dyrektor NSA i jego zastępca, no i kilku informatyków, ale oni fragmentarycznie, bez możliwości uwiadomienia sobie potęgi całości. No i okazuje się, że tajemnica może zostać upubliczniona... Zaczyna się właściwa akcja, naprawdę wstrzymująca dech w piersiach. Okazuje się, ze niektórzy "źli" nie są wcale taki źli (tu brawa za postać Manusa), lecz wszystko zależy od determinacji i nadludzkiego wysiłku kilku osób. Sprawa ociera się o Biały Dom i Państwo Islamskie (czy też w domniemaniu współdziałające z nim grupy radykałów).
Czy generałowi Andersowi uda się utrzymać "Oko Boga" w tajemnicy? Czy główna bohaterka, pracownica NSA Evelyn Gallagher da radę ujawnić tajemnicę i ujść z życiem? Tego dowiemy się z lektury, która - ręczę - nikogo nie pozostawi obojętnym.
Oko Boga
Wydawnictw Bellona
Warszawa 2016
ISBN 9788311143227
s. 456
Już od dawna musimy mieć świadomość, że wolność i bezpieczeństwo tak naprawdę się wykluczają. Im więcej wolności, tym więcej ryzyka. Absolutne bezpieczeństwo z kolei to tak naprawdę niewola. Chcąc nam zapewnić bezpieczeństwo, każda władza stara się wiedzieć jak najwięcej o potencjalnych zagrożeniach. Przy okazji to duża pokusa, by swoją władzę utrwalić, choćby poprzez zbieranie "haków" na potencjalnych rywali.
Od paru lat na cenzurowanym są zwłaszcza tajne służby Amerykańskie (zwłaszcza od sprawy Snowdena), którym co i rusz przypisuje się chęć władzy nad światem. Także i literatura pełna jest książek, często kompletnie odjechanych, o tym niebezpieczeństwie. Ciekawe - swoją drogą, - że tajne służby innych krajów podejrzewane są statystycznie rzadziej. Cóż, USA t największe światowe mocarstwo, o chyba największym możliwościach. Ponadto rynek filmowy, a i literacki też (zwłaszcza literatura sensacyjna) są zdominowane przez Amerykanów. A fakt, iż często otrzymujemy książki o zagrożeniach wewnętrznych czyhających na amerykańską demokrację, świadczy, że ta demokracja jeszcze ma się nie najgorzej.
Tym zagrożeniom - z dokumentacji zgromadzonej przez autora wynika, że wcale nie tak iluzorycznym, jakby chcieli optymiści, poświęcone jest też "Oko Boga".
Przez większość tej książki z prawdziwą przykrością przyłapywałam się na myśli, że ściskam kciuki za tych "złych". Są, jako postaci, zdecydowanie ciekawiej przedstawieni niż ci "dobrzy". A w końcu wychodzi na to, że prawdziwie złych jest dwóch - generał Anders, szef NSA, i Delgado, maniakalny morderca. Może jeszcze trzech Turków.
A mowa jest o sprawach bardzo poważnych. Otóż NSA ma ściśle tajny program "Oko Boga", który może, ni mniej, ni więcej, inwigilować wszystkich i wszystko. Właściwie o tym programie powinni wiedzieć tylko dyrektor NSA i jego zastępca, no i kilku informatyków, ale oni fragmentarycznie, bez możliwości uwiadomienia sobie potęgi całości. No i okazuje się, że tajemnica może zostać upubliczniona... Zaczyna się właściwa akcja, naprawdę wstrzymująca dech w piersiach. Okazuje się, ze niektórzy "źli" nie są wcale taki źli (tu brawa za postać Manusa), lecz wszystko zależy od determinacji i nadludzkiego wysiłku kilku osób. Sprawa ociera się o Biały Dom i Państwo Islamskie (czy też w domniemaniu współdziałające z nim grupy radykałów).
Czy generałowi Andersowi uda się utrzymać "Oko Boga" w tajemnicy? Czy główna bohaterka, pracownica NSA Evelyn Gallagher da radę ujawnić tajemnicę i ujść z życiem? Tego dowiemy się z lektury, która - ręczę - nikogo nie pozostawi obojętnym.
piątek, 9 grudnia 2016
Jak kręcono filmy w PRL. Kulisy produkcji
Andrzej Klim
Tak się kręciło.
Na planie 10 kultowych filmów PRL
Wydawnictwo Naukowe PWN
Warszawa 2016
ISBN 9788301187781
s. 288
Jeśli znasz i lubisz te filmy, a mowa o bardzo znanych i lubianych, połkniesz tę książkę w ekspresowym tempie. Dużo anegdot wysokiej próby, dużo szczegółów o "docieraniu się" dzieła. Dużo rozterek twórców i... cenzorów.
Przepyszna lektura dla wszystkich. Także i dla tych, którzy konkretnego filmu nie oglądali. Choć, rozumie się, lepiej je znać. Podobnie jak ludzi, którzy brali udział w ich produkcji. Dla miłośników polskiego kina jest to lektura obowiązkowa i to z tych, do których czytania żaden srogi belfer nie przymusza.
Mamy tutaj hojną garść zakulisowych opowieści o dziesięciu filmach różnych reżyserów (Wajdy są dwa) i z różnych lat. A więc: "Popiół i diament", "Nóż w wodzie", "Sami swoi", "Rejs", "Ziemia obiecana", "Noce i dnie", "Miś", "Seksmisja", "Krótki film o zabijaniu", "Przesłuchanie". Sama klasyka!
Autor dowiedział się o ich kręceniu naprawdę wiele, są liczne przypisy, jest bibliografia. Oczywiście, nie jest to książka naukowa, na pewno zadowoli miłośników plotek, ale i fanów poszczególnych obrazów też nie zawiedzie.
Dodatkowym walorem tej publikacji jest pokazanie zmagań - w kinematografiach zachodnich niewyobrażalnych - z oporem peerelowskiej materii. O użeraniu się z urzędnikami, cenzorami, politykami, brakiem wszystkiego (ze szczególnym uwzględnieniem odpowiedniej ilości taśmy). Do tego dochodzą nie raz trudności transportowe i przysłowiowa złośliwość przedmiotów martwych. Lecz tak krawiec kraje, jak materii staje, więc np. Machulski zamiast wymarzonego filmu SF nakręcił komedię ("Seksmisja"). Wiedział, że polski film SF, przy tamtejszym poziomie efektów, w żadem sposób nie zainteresowałby np. Amerykanów. A "Seksmisja", owszem, zainteresowała (nawet feministki). Chociaż z przyczyn ideologicznych na pewno w USA tego filmu nie mógłby nakręcić, dziś zresztą też... S Sowietach dla odmiany wycięto czterdzieści minut i zmieniono tytuł na "Nowe Amazonki". Bo skąd w przodującym socjalistycznym społeczeństwie seks? Ale sukces filmu i tak był tam wielki.
A mnie zaciekawiło, że już po cięciach cenzury z rozpowszechnianych kopii wycięto słowa Maksa: "Idźmy na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja". Otóż ja zawsze (także wtedy) oglądałem film z tą wypowiedzią...
O produkcji każdego z tych filmów Andrzej Klim przytoczył szereg podobnych informacji, więc po lekturze książki wie się o polskiej produkcji filmowej w czasach PRL znacznie więcej. Często jest to wiedza wartościowa, a zawsze dobrze podana.
Tak się kręciło.
Na planie 10 kultowych filmów PRL
Wydawnictwo Naukowe PWN
Warszawa 2016
ISBN 9788301187781
s. 288
Jeśli znasz i lubisz te filmy, a mowa o bardzo znanych i lubianych, połkniesz tę książkę w ekspresowym tempie. Dużo anegdot wysokiej próby, dużo szczegółów o "docieraniu się" dzieła. Dużo rozterek twórców i... cenzorów.
Przepyszna lektura dla wszystkich. Także i dla tych, którzy konkretnego filmu nie oglądali. Choć, rozumie się, lepiej je znać. Podobnie jak ludzi, którzy brali udział w ich produkcji. Dla miłośników polskiego kina jest to lektura obowiązkowa i to z tych, do których czytania żaden srogi belfer nie przymusza.
Mamy tutaj hojną garść zakulisowych opowieści o dziesięciu filmach różnych reżyserów (Wajdy są dwa) i z różnych lat. A więc: "Popiół i diament", "Nóż w wodzie", "Sami swoi", "Rejs", "Ziemia obiecana", "Noce i dnie", "Miś", "Seksmisja", "Krótki film o zabijaniu", "Przesłuchanie". Sama klasyka!
Autor dowiedział się o ich kręceniu naprawdę wiele, są liczne przypisy, jest bibliografia. Oczywiście, nie jest to książka naukowa, na pewno zadowoli miłośników plotek, ale i fanów poszczególnych obrazów też nie zawiedzie.
Dodatkowym walorem tej publikacji jest pokazanie zmagań - w kinematografiach zachodnich niewyobrażalnych - z oporem peerelowskiej materii. O użeraniu się z urzędnikami, cenzorami, politykami, brakiem wszystkiego (ze szczególnym uwzględnieniem odpowiedniej ilości taśmy). Do tego dochodzą nie raz trudności transportowe i przysłowiowa złośliwość przedmiotów martwych. Lecz tak krawiec kraje, jak materii staje, więc np. Machulski zamiast wymarzonego filmu SF nakręcił komedię ("Seksmisja"). Wiedział, że polski film SF, przy tamtejszym poziomie efektów, w żadem sposób nie zainteresowałby np. Amerykanów. A "Seksmisja", owszem, zainteresowała (nawet feministki). Chociaż z przyczyn ideologicznych na pewno w USA tego filmu nie mógłby nakręcić, dziś zresztą też... S Sowietach dla odmiany wycięto czterdzieści minut i zmieniono tytuł na "Nowe Amazonki". Bo skąd w przodującym socjalistycznym społeczeństwie seks? Ale sukces filmu i tak był tam wielki.
A mnie zaciekawiło, że już po cięciach cenzury z rozpowszechnianych kopii wycięto słowa Maksa: "Idźmy na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja". Otóż ja zawsze (także wtedy) oglądałem film z tą wypowiedzią...
O produkcji każdego z tych filmów Andrzej Klim przytoczył szereg podobnych informacji, więc po lekturze książki wie się o polskiej produkcji filmowej w czasach PRL znacznie więcej. Często jest to wiedza wartościowa, a zawsze dobrze podana.
środa, 7 grudnia 2016
Butenko opowiada!
Bohdan Butenko
Nienarysowane historie
zebrała: Anna Dobiecka
Wydawnictwo Axis Mundi
Waszawa 2016
ISBN 978-83-64980-38-1
s. 108
Bohdan Butenko to klasa sama w sobie i dla siebie. O ile trudno mieć wątpliwości, gdy mówimy o charakterystycznej kresce, t teraz daje się poznać jako gawędziarz. I w tym charakterze też zachwyca!
Autor, a właściwie bohater, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kresek w literaturze dziecięcej. Twórca takich postaci jak Gucio i Cezar, tudzież Gapiszon i Kwapiszon. Ilustrator całej masy książek dla dzieci i młodzieży.
Tu, przymuszony przez panią Annę Dobiecką z Londynu, opowiada o zabawnych scenach ze swojego, niekrótkiego życia.
Całość, rzecz jasna, nieprawdopodobnie atrakcyjnie (po Butenkowsku) opracowana graficznie, formatem przypomina książeczki z Guciem i Cezarem, dzieli się na cztery rozdziały ("Młode lata", "Praca", "Podróże", "Różne"), przy czym ostatni rozdział nie przybija pozostałych wielkością w stylu "żony Wańkowicza", czego bohater książki obawiał się we wstępie.
Każdy rozdział to zestaw wspaniałych anegdot. Boki zrywać i żałować, że książka jest tak krótka. A dłuższa być nie mogła, bowiem byłą robiona w znacznej części przez telefon (myślę, że rysunki nie...). Panu Bohdanowi trzeba pogratulować humoru, ale czyż ktokolwiek, kto widział w dzieciństwie książki z jego rysunkami, mógł, sądzić, że ten najbardziej "obły" rysownik to ponurak?
W zasadzie mógłbym (chyba? na prawach cytatu?) przytoczyć tu jakąś anegdotę, ale którą? Każda to raca humoru, a w dodatku miniona rzeczywistość.
Nienarysowane historie
zebrała: Anna Dobiecka
Wydawnictwo Axis Mundi
Waszawa 2016
ISBN 978-83-64980-38-1
s. 108
Bohdan Butenko to klasa sama w sobie i dla siebie. O ile trudno mieć wątpliwości, gdy mówimy o charakterystycznej kresce, t teraz daje się poznać jako gawędziarz. I w tym charakterze też zachwyca!
Autor, a właściwie bohater, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych kresek w literaturze dziecięcej. Twórca takich postaci jak Gucio i Cezar, tudzież Gapiszon i Kwapiszon. Ilustrator całej masy książek dla dzieci i młodzieży.
Tu, przymuszony przez panią Annę Dobiecką z Londynu, opowiada o zabawnych scenach ze swojego, niekrótkiego życia.
Całość, rzecz jasna, nieprawdopodobnie atrakcyjnie (po Butenkowsku) opracowana graficznie, formatem przypomina książeczki z Guciem i Cezarem, dzieli się na cztery rozdziały ("Młode lata", "Praca", "Podróże", "Różne"), przy czym ostatni rozdział nie przybija pozostałych wielkością w stylu "żony Wańkowicza", czego bohater książki obawiał się we wstępie.
Każdy rozdział to zestaw wspaniałych anegdot. Boki zrywać i żałować, że książka jest tak krótka. A dłuższa być nie mogła, bowiem byłą robiona w znacznej części przez telefon (myślę, że rysunki nie...). Panu Bohdanowi trzeba pogratulować humoru, ale czyż ktokolwiek, kto widział w dzieciństwie książki z jego rysunkami, mógł, sądzić, że ten najbardziej "obły" rysownik to ponurak?
W zasadzie mógłbym (chyba? na prawach cytatu?) przytoczyć tu jakąś anegdotę, ale którą? Każda to raca humoru, a w dodatku miniona rzeczywistość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)